11 października, 2025

„Pamiętnik narkomanki” – książka, która uczy, ostrzega i nie pozwala o sobie zapomnieć
„Pamiętnik narkomanki” to jedna z tych książek, które wchodzą do kanonu nie dlatego, że są wygładzone i „poukładane”, lecz dlatego, że są szczere do bólu. Autorka, Barbara Rosiek, oddaje głos samej sobie – nastolatce wpadającej w nałóg – i nie próbuje literacko pudrować rzeczywistości. Zapis dziennikowy wymusza bliskość: czytelnik śledzi narastającą spiralę uzależnienia niemal dzień po dniu, z całym chaosem emocji, huśtawką nastrojów, mieszaniną wstydu, buntu i krótkotrwałych „zwycięstw”. Ciąg przyczynowo-skutkowy nie zawsze jest tu idealnie prosty, ale właśnie w tym „rozsypaniu” widać prawdę o mechanizmach nałogu: zaczyna się od ciekawości i potrzeby przynależności, szybko pojawia się tolerancja na dawkę, redukcja świata do zdobycia „materiału”, a potem – coraz bardziej gwałtowne pęknięcia relacji, szkoły, marzeń, zdrowia.
Siła książki polega na połączeniu perspektywy „z wewnątrz” z późniejszą świadomością autorki, która po wyjściu z nałogu została psycholożką pracującą z osobami uzależnionymi. Dzięki temu „Pamiętnik…” nie jest ani tanią sensacją, ani suchą broszurą profilaktyczną. To zapis konfliktu, który rozgrywa się w człowieku: między pragnieniem ulgi a pamięcią o tym, kim byłam/kim mogę być; między miłością i lojalnością wobec bliskich a bezwzględną logiką głodu. Ważne są także sceny „między”: pozornie zwykłe rozmowy, chwile ulgi po detoksie, pierwsze powroty do obowiązków – wszystko to pokazuje, że nałóg nie jest jedną długą czarną kreską, tylko sinusoidą, w której nawroty bywają wpisane w proces zdrowienia.
Język „Pamiętnika…” jest prosty, rozpędzony, chwilami urywany. Zapis przypomina oddech kogoś zdyszanego: krótkie zdania, emocje podane wprost, bez dekoracji. Ten styl działa jak zimna woda – zamiast moralizować, pokazuje. Wątków „efektownych” jest tu mniej niż codziennej, szarej logistyki uzależnienia: kłamstw, wymówek, przesuwania granic, obietnic składanych sobie i innym. W tym sensie książka ma wymiar demitologizujący: odbiera narkotykom aurę „doświadczenia wyjątkowego”, a zostawia rachunek – samotność, lęk, fizyczne cierpienie, zniszczone więzi.
„Pamiętnik narkomanki” bywa czytany w szkołach, co wywołuje dyskusje: czy nie jest za mocny, czy nie „podsuwa” słów i obrazów. Ta obawa wraca przy każdej literaturze o granicznych doświadczeniach. Warto jednak dostrzec, że tekst Barbary Rosiek nie uwodzi estetyką upadku – nie ma tu romantyzacji destrukcji. Jeśli pojawia się „euforia”, to natychmiast przykrywa ją koszt: od fizjologii po relacje rodzinne. Dlatego książka dobrze sprawdza się jako pretekst do rozmów o profilaktyce, ale nie w modelu jednorazowej „pogadanki”. Sens ma praca warsztatowa: rozmowa o presji rówieśniczej, o tym, co naprawdę „daje” substancja i co zabiera, o granicach i o tym, gdzie szukać pomocy, zanim sprawy zajdą za daleko.
Ogromną rolę odgrywa wątek rodziny i bliskich. Rosiek nie wybiela ani siebie, ani otoczenia: pokazuje, jak łatwo wpaść w mechanizmy współuzależnienia, ucieczki, zaprzeczania, kontroli. Dla dorosłych ta książka bywa zwierciadłem – pyta o to, czy umiemy stawiać granice, nie myląc ich z odrzuceniem; czy potrafimy towarzyszyć, a nie „ratować za wszelką cenę”; czy rozumiemy, że nałóg jest chorobą, ale odpowiedzialność za leczenie nie może zniknąć pod kocem wymówek.
Ważny jest też kontekst społeczny: akcja rozgrywa się w Polsce schyłkowego PRL i transformacji, gdy system opieki, profilaktyki i terapii dopiero się wykluwał. Widzimy realia oddziałów, detoksów, wspólnot, pierwszych programów edukacyjnych. Ten wymiar historyczny sprawia, że „Pamiętnik…” jest dokumentem epoki – świadectwem, jak kształtował się język, instytucje i praktyka leczenia uzależnień. A jednocześnie wiele obserwacji pozostaje uniwersalnych: mechanizmy psychiczne, dynamika nawrotów, rola nadziei i wstydu.
„Rozwijając temat” warto podkreślić cztery obszary, które czynią z tej książki coś więcej niż tylko „lekturę o narkotykach”. Po pierwsze – to opowieść o tożsamości. Substancja staje się protezą „ja”: pomaga znieść niepewność, lęk, presję bycia „kimś”. Proces wychodzenia z nałogu to odzyskiwanie języka do mówienia o sobie bez dopalaczy i filtrów. Po drugie – to studium relacji. Uzależnienie to choroba więzi: niszczy zaufanie, zamienia bliskość w nadzór, rozmowę w przesłuchanie. Książka uczy, że terapia relacyjna bywa równie ważna jak farmakologia. Po trzecie – to lekcja o wolności. „Wolność od” (substancji) to dopiero początek; trudniejsza jest „wolność do”: do znoszenia frustracji, do ponoszenia konsekwencji, do budowania przyszłości bez skrótu, którym była chemia. Po czwarte – to przypowieść o nadziei, ale nadziei dojrzałej: nie „będzie dobrze, bo tak”, tylko „może być lepiej, jeśli zrobię dziś mały krok i zrobię go jutro znowu”.
Z perspektywy literackiej „Pamiętnik…” bywa nazywany reportażem z własnego życia. Nie dlatego, że operuje statystyką, lecz dlatego, że rejestruje fakty i stany z surowością, jakiej często brakuje beletrystyce. Nie znajdziemy tu efektownych metafor – i dobrze. Minimalizm pomaga zobaczyć istotę: konsekwencję wyborów, cenę ucieczek, realność bólu i realność pracy. Współczesny czytelnik, także ten obyty z kulturą instant, może być zaskoczony, jak „nieinstant” jest wychodzenie z nałogu; jak bardzo składa się z powtarzalnych, często nudnych czynności: wstawania, przychodzenia na terapię, dzwonienia, gdy nadchodzi kryzys, układania dnia na nowo.
Czy „Pamiętnik narkomanki” się nie zestarzał? Zestarzały się realia technologiczne i część instytucjonalnego pejzażu, ale rdzeń pozostaje aktualny. Dziś zmieniły się substancje, drogi kontaktu, mody i mity, lecz psychiczna architektura nałogu – i droga powrotu – wciąż wyglądają podobnie. Dlatego książka Barbary Rosiek nadal porusza: pokazuje człowieka, nie „przypadek”, i przypomina, że odwrócenie biegu życia jest możliwe, choć nigdy nie dzieje się „samo”.
Jak z niej mądrze korzystać? Dla młodzieży – jako impuls do rozmowy o granicach i presji rówieśniczej, ale zawsze z mądrym dorosłym w roli przewodnika. Dla rodziców – jako mapa czerwonych flag i zaproszenie do pracy nad komunikacją w rodzinie. Dla nauczycieli – jako narzędzie edukacji emocjonalnej, nie tylko „antynarkotykowej”, bo to książka także o wstydzie, lęku, potrzebie akceptacji. Dla specjalistów – jako kulturowy punkt odniesienia, który może otworzyć pacjentowi drogę do opowieści o sobie.
Na końcu zostaje najprostsze przesłanie: literatura nie leczy, ale potrafi nazwać. Kiedy coś zostaje nazwane, przestaje być tylko mrokiem. Tę robotę „Pamiętnik narkomanki” wykonuje bezbłędnie – i dlatego warto po nią sięgać nie po to, by się przerazić, lecz po to, by zrozumieć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *